kilka dni
10/04 Poniedziałek
Znowu zatkał mi się zlew. Chciałam uniknąć zmywania, więc poszłam zjeść na miasto do pobliskiej azjatyckiej knajpki. Potem wstąpiłam do Le Chaland na demi de blonde, gdzie czytałam sobie „Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę". Wracając do domu wreszcie udało mi się zerwać gałązkę drzewa wiśni, która obniżyła się pod ciężarem padającego cały dzień deszczu. U pana w sklepie przy rondzie kupiłam papierosa spod lady.
11/04 Wtorek
Mania zapomniała mi zostawić klucze w wózku. Siedzieliśmy z Antoinem w piekarni, jedliśmy choquetty, a ja próbowałam mu zrobić żurawia z papieru.
12/04 Środa
Pani w pracy zshazamowała Irenę Santor.
18/04 Wtorek
Zabrałam się na Piwo w miejscu gdzie Paryż robi za miasto portowe, czyli nad kanałek de l’Ourcq. Ostatnio prześledziłam na mapie dokąd się ciągnie i ku mojemu zdziwieniu wywijałam palcem po ekranie przez dobre minutę. 130 km od Frère-en-Tardenois do La Vilette w Paryżu.
Jak fajnie, że jestem na początku, pomyślałam, ale przecież to był koniec! Prześledźcie czasem swoje ulubione rzeki.
01/06 Czwartek
Zadanie było proste: odebrać, zawieźć, przywieźć. Podjechałam pod szkołę podstawową na Rue Amandiers z nadzieją, że Tadzio będzie już na mnie czekać. Bynajmniej. Pan cieć na moje wytłumaczenie, że szukam polskiego chłopca, powiedział, że pierwsze słyszy, a na moje próby sfrancużenia imienia Tadeusz, zrobił wielkie oczy. Finalnie jednak Tadzio, a jak się nawet później okazało Thadée wyłonił się zza akwarium i po krótkich negocjacjach i przekonywaniu, że nie staram się uprowadzić dziecka, udało się nam opuścić budynek szkoły. Wzięliśmy autobus nr 96 w stronę Saint Paul, po drodze rozmawialiśmy o smokach. Posiedziałam 40 minut w poczekalni gabinetu psychomotricienne, a żeby jakoś odciągnąć swoją uwagę od migającej żarówki, starałam się czytać „Ekonomię obwarzanka”, ale szczerze mówiąc to wciąż myślałam o smokach. W autobusie powrotnym było okropnie duszno, Tadzio gorzej się poczuł, więc postanowiliśmy wysiąść kilka przystanków wcześniej na Parmentier i do Ménilmontant przejść się już spacerem. Próbowaliśmy dojść do tego kiedy Tadzio ma urodziny. Po serii rozpoznawczych pytań, czy było zimno, czy ciepło, czy liście były jeszcze na drzewach, czy już pospadały, udało się ustalić, że prawdopodobnie chodzi o końcówkę grudnia.
05/06
Najpierw Kot płakał że przyszłam, a potem, że już wychodzę.Na pocieszenie powiedziałam, że przecież jutro też przyjdę. Spojrzał się na mnie podejrzliwie, na co jego mama powiedziała wyjaśniająco: dla Kota nie ma koceptu jutra. Jest tylko to, co teraz. I chyba tak trzeba żyć.