Głowa do góry
Podniosłam głowę do góry. To nowy nawyk, który wyrobiłam sobie po kontrolnej wizycie u fizjoterapeutki. Diagnoza była niepokojąca: progresywne postępowanie bawolego garbu spowodowane zbyt statycznym trybem życia. Pochylenie głowy do przodu stało się niepostrzeżenie moją docelową pozycją. Wydało mi się to dosyć zabawne, że lekarka, niczym na pocieszenie, zaleciła mi trzymanie głowy w górze. Jednak było w tym też coś sprzecznego z tym, co zostało we mnie ówcześnie zakodowane. Całe dzieciństwo słyszy się przecież wypowiadane w strofujący sposób: patrz pod nogi! Dziecinna naiwność i dosłowność postrzegania, sprawiły, że z każdym krokiem wykrzywiałam pokracznie stopy, tak żeby zobaczyć spód moich podeszew. Nie rozumiałam co tak ważnego może się tam znajdywać, ale naglący głos dorosłych powoli żłobił poczucie obowiązku. Spowszechniały komunikat z czasem zaczęłam przyjmować jako prostą, korygującą pewne nieposłuszeństwo komendę. Na szkolnej wycieczce do muzeum, w drodze do sklepu z mamą, grzecznie patrzyłam na swoje buty, które niezależnie od fasonu zawsze miały przetarte czubki i zjechane pięty. Ile ciekawych i pięknych rzeczy przegapiłam? Co umknęło mi przez te wszystkie lata patrzenia w dół? Już pomijając znikomą umiejętność rozpoznania w terenie, po to przecież prowadzi się dzieci za rękę, by mogły się skupić na tej wiewiórce, co właśnie zwinnie wskoczyła na orzech albo na tej chmurze, co trochę wygląda jak smok przytulający małego pieska. Słowem, chłonąć i wyrabiać tym samym zmysł wyobraźni. A patrząc pod nogi, można co najwyżej trafić na kamyk do pokopania przez kilka następnych kroków. Zastanawia mnie też to pozorne bezpieczeństwo, jakby to, co było nad lub przed nami było niebezpieczne, albo jeszcze gorzej, nieistotne. Jak na ironię, po latach okazuje się, że to właśnie wyrobione schematy, wynikające co prawda z troski, prawdopodobnie ufundują nam skoliozę. Chodzenie z głową w chmurach, tak równie dobrze mogłaby brzmieć moja recepta na doskwierające bóle górnego odcinka kręgosłupa. Czy więc aby być zdrowym, trzeba być marzycielem? Na pewno od tego czasu coraz częściej spoglądam w niebo, to taka moja rekompensata za te wszystkie lata posłuszeństwa.