Koziołek i taboret
Gdyby ktoś mówił o mojej przyjaciółce przez telefon, to wydaję mi się, że brzmiałoby to mniej więcej tak:
— Ale ona nadziała się na taboret… No stała na nim i jadła kanapkę, a tu naraz wielki huk… Tak powiedziała, też się zastanawiam po co w ogóle stawała na tym taborecie. Taka już chyba po prostu jest, że zamiast siedzieć to stoi, a zamiast w te, to we wte idzie. Ale to wystarczy na nią spojrzeć, żeby zrozumieć sens tego zjawiska. Stoi taka na stacji, na tablicy losowo: Lublin, Wałbrzych, Płock, Gdynia, Gdańsk, Sopot, Częstochowa, Kielce- niepotrzebne skreślić. Ubrana w skórzany płaszcz, z wielką futrzaną czapą na głowie, spod której wiją się jej pukle włosów. Tak się mówi czasem, że ktoś ma iskrę, błysk w oku, można powiedzieć, że to taka nasza polska Janis Joplin, tylko ładniejsza. Ah no i najważniejsze! Ma walizkę, skórzaną, taką z jedną rączką… Co ona tam ma, pytasz? Też bym chciała wiedzieć.
Z tą walizką, to się tak podobno zaczęło, że one, wiesz te przyjaciółki od serca, co się ponoć znają od urodzenia, ni z stąd ni zowąd wyruszyły w podróż. I z czasem okazało się, że to nie będzie taka podróż z punktu A do punktu B, nawet nie miała być w linii prostej, One jakoś tak wielowymiarowo podróżują właśnie z tą walizką, coś mówią na okrągło o drodze mentalnej i fizycznej, że niby kobiety w podróży. Tak to sobie wymyśliły…
Wiesz mi się wydaje, że one się już nigdy nie zatrzymają. Ale wracając do Niej…
Włożyli jej sączek w tę ranę, więc była przez chwilę jak brzoza. A z liści brzozy można zrobić napar i stosować w celach wzmacniających i odkażających i ona to wie! Powiedziałaby Ci, nawet jakby nikt nie pytał. Ona Ci może w ogóle bardzo dużo powiedzieć. Na przykład, że świat zaczął się w Świętokrzyskim, bo tam tetrapod z epoki Devonu pierwszy raz wyszedł na ląd, albo że w Ludyni jest zachowany drewniany dworek z XVIII wieku, a w nim drzwi, które ponoć kiedyś otwierał Kościuszko, albo czemu czujesz się tak, a nie inaczej. Coś ma takiego w sobie, że łatwo jej przychodzi gruntowanie innych.
Wiesz co ona jeszcze robi? Zostawia swoich przyjaciół w mieszkaniu na cały dzień i leci załatwiać swoje sprawy. Mówi Ci: masz tu klucze, weź sobie kąpiel, ręcznik wisi na drzwiach, a w lodówce masz hummus i chlebek grecki. Horyzontalna troska, tak to się chyba teraz mówi.
Albo Ci wyśle wiadomość: „czy czujesz się bosko?” Nie, czy dobrze wszystko, albo czy w porządku, tylko czy bosko! No przecież to dużo mówi o człowieku, jak zadaje takie pytania.
Trochę się z niej teraz śmieją, że gdyby koziołek nie skakał, to by się na taboret nie nadział. Albo, że lekarz na SORze przepisał ziółka na rozluźnienie i stres, żeby pacjentka wreszcie wyjęła sobie tego kija z dupy, tak kolokwialnie mówiąc.
Teraz już jest lepiej, trochę sobie kuśtyka, z pewnością omija taborety, chociaż nie, znając ją to pewnie z premedytacją teraz na wszystkich staje.
W każdym razie mają z tą drugą wspólnego wroga, bo ta druga raz sobie o taboret rozbiła głowę. Wtedy się śmiały, że przez powstałą dziurę wypadły wszystkie zmartwienia i smutki, a ranę trzeba było szybko szyć, żeby przypadkiem niektóre przykrości nie próbowały wrócić. One w ogóle się dużo śmieją…
Ale dobrze, bo co mają płakać? Podróżują sobie we dwie, czują się bosko, co tu dużo mówić: Bon voyage dziewczyny! Grunt by się nigdy nie zatrzymały...
Dodaj komentarz